Komety – kameralnie w Face2Face
Długi weekend to dobry czas, żeby wykorzystać wolny czas na wędrówki po klubach muzycznych i posłuchać muzyki na żywo. I choć repertuar w Krakowie nie jest jakiś „powalający” to każdy znajdzie (łatwiej lub trudniej) coś dla siebie. I tak oto znaleźliśmy dla siebie koncert Komet w położonym na (uboczu) Kazimierzu klubie Face 2 Face. W niewielkiej salce jak na koncert rockowy, bez jakichś przytłaczających tłumów (no cóż, jakoś na mieście nie było wiele reklam tego wydarzenia).
Najpierw support. Potem drugi support. Na koniec i w końcu i nareszcie Komety – coś się zaczęło dziać. Miło, choć za głośno. Myślę, że to niezdrowa dysproporcja między wielkością sali, gdzie odbywał się koncert, jej (złą) akustyką a mocą zestawu nagłaśniającego było najgorszą częścią całego wydarzenia. Bo tak po za tym publiczność reagowała żywiołowo i pod samą sceną (no, miejscem wydzielonym, bo nawet podwyższenia nie było – choć takie pół metra nad ziemią… że się tak wyrażę… zrobiłoby dobrze występującym) działo się. Choć z tego powodu nie odbyło się też bez przerwy w koncercie i wokalista poprosił jednego niezbyt chyba rozgarniętego chłopca o opuszczenie koncertu, jak centralnie przed sceną wystartował z rękami do dwóch fanek zespołu (pozdrowienia tu dla nich, dla poison na plecach i różowej fryzurki). Po tym incydenciku już wszystko działo się pozytywnie, koncert leciał, były brawa, były bisy i był koniec.
Co tu dużo mówić na podsumowanie – rock ogólnie nie lubi ciasnych miejsc i złego echa od ścian. Komety dużo lepiej brzmią z płyty CD niż w kameralnej salce. Już gdyby to był koncert plenerowy to by było dużo lepiej. Rock jednak musie mieć przestrzeń by wybrzmieć…
Kraków, 8/11/2008

Nikt tego jeszcze nie skomentował.
Kanał RSS dla tego wpisu. TrackBack URL
Dodaj komentarz